Następnie czekamy na przystanku na jakimś wygnajewie w nadziei, że dojedzie tutaj autobus i zabierze nas do Trapanii, skąd odjeżdża kolejka linowa na Erice. Czekaliśmy 45min - takie uroki zwiedzania Sycylii komunikacją miejską. Jednak mimo ich spóźnień i szaleńczej jazdy nie żałujemy decyzji poruszania się w ten sposób. W końcu przyjechaliśmy tutaj też po to, żeby podpatrzeć mieszkańców w ich codziennym życiu. Do tego emocje - czy wysiądziemy tam, gdzie trzeba albo czy kierowca pamięta, że ma nas wyrzucić w danym miejscu. Adrenalina musi być:)
Tym razem bezbłędna wysiadka pod kolejką linową w Trapani. Cieszyliśmy się na myśl skorzystania z kolejki, bo raz, że tanio, dwa fajne widoki, trzy nogi tym razem nas tak wysoko nie poniosą. Niestety, kolejka była nieczynna. Mamy plan awaryjny - autobus. Niestety nie wiemy skąd odjeżdża. Są tylko cwaniaki taksówkarze. Jeden podchodzi i proponuje 15 euro co jest kwotą absurdalną zważywszy na to, że musimy wjechać tylko na górę. Do tego koleś próbuje nam wmówić, że autobus jeździ, ale tylko w drugą stronę, czyli na dół, a na górę musimy wjechać z nim. Ciekawa ściema. Chciałoby się zapytać jak te autobusy dostają się na górę, wlatują czy co?
Niestety po angielsku z łysym cwaniakiem taksówkarzem nie pogadasz. Nogi nas bolą, słońce piecze, czas ucieka - niech mu będzie. Do góry taksówką, a spowrotem zjedziemy autobusem.
750 metrów wyżej - jesteśmy w innym świecie.
Erice to z pewnością najbardziej nastrojowe miasteczko na Sycylii. Wydaję się być bardziej toskańskie niż sycylijskie, bardziej pogańskie niż chrześcijańskie. Erice ma wszystko - mityczne i święte pochodzenie, niezwykłe panoramy oraz wąskie średniowieczne uliczki, których poznawanie sprawia czystą przyjemność.
Brukowane uliczki i surowe kamienne budowle sprawiają, że czujemy się przez chwilę jakbyśmy cofnęli się do czasów bardzo odległych.
Panuje tutaj inny klimat. Jest chłodniej i i wieje niesamowicie, co bardzo nam odpowiada. Innego zdania są nasze włosy i kapelusze :)
Dodatkowego uroku dodają tabliczki z nazwami ulic, nazwiskami zamieszkujących tu osób, nazwami sklepów. Zresztą sami zobaczcie.
Co prawda pojawiają się tu i ówdzie sklepy z pamiątkami, ale dotyczy to tylko kilku ulic, które można ominąć i w pełni wczuć się w klimat tego miejsca.
Nie omieszkaliśmy odwiedzić słynnej na cały świat cukierni Pani Marii Grdrammatico, radość tym większa, że Pani Maria osobiście sprzedała nam swoje wyroby. Ciacha były wyborne.
Podczas wyprawy poznaliśmy też nowych kumpli. Niestety musieliśmy się z nimi pożegnać i wrócić do teraźniejszości, czyli na dół.
Dziś ostatni wieczór z winkiem na tarasie. Opuszczamy El bahirę. Ostatni dzień i noc na Sycylii spędzimy w Trapani, w mieszkaniu Simony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz