Niebo jest dziś bezchmurne, co jest sprawą bardzo ważną dla celu naszej dzisiejszej wycieczki.
Starożytni żeglarze uważali Etnę za najwyższą górę świata. Arabowie nazywali ją górą gór. Grecki poeta Pindar opisał ją jako filar podtrzymujący niebo. Etna zajmuje większą powierzchnie niż Londyn czy Nowy Jork. Zarejestrowano ponad 250 erupcji - ostatnią w 2013 roku. Najbardziej tragiczne konsekwencje miał wybuch w 1669r. Wypływ magmy trwał 122 dni, dotarł do Katanii, a popioły zostały wyrzucone na odległość 100 kilometrów. Lawa stygła przez 8 lat, podobno chłopi wykorzystywali ją do gotowania wody:)
Dom zalany przez lawę
Wrażenie podczas wędrówki nie przypomina wspinania się po górach ale spacer po księżycu. Zero życia, nie licząc biedronek. Nie wiemy dlaczego akurat tutaj biedronki występują tak licznie. Etna to wulkan, który składa się podobno z 350 kraterów, nam udało się zajrzeć do 3 i poczuć specyficzny zapach siarki oraz zobaczyć z bliska unoszący się dymek.
A po Etnie spacerujemy tak:)
Mimo tego, że mieliśmy piękne słońce, na górze było strasznie zimno. Wiatr porywał się tak mocno, że momentami decydowaliśmy się nie ryzykować widząc wąskie przejścia.
Po drodze mijamy również małe kraterki przy których można przykucnąć i ogrzać trochę przemarznięte ręce.
Czy było warto? Było!!! Nie zauważyliśmy, by ktoś z turystów przemierzał wulkan bez uśmiechu na twarzy, także niepochlebne opinie w internecie można wlożyć między bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz